Od Lei

  Weszłam do środka. Jak zwykle smród wódki i piwa z domieszką dymu tytoniowego unosił się w powietrzu. Przywykłam do tego typu zapachów, od dzieciaka go czułam i jakoś nie trącałam nosem. Ojciec oglądał telewizję w salonie, rozwalony chlejąc kolejnego browara do ostatniej kropli.
  Poszłam w stronę pokoju mojego brata. Oczywiście drzwi były zamknięte na klucz.
  Parsknęłam śmiechem. Czy ten kretyn naprawdę myśli, że nie znam go jak własną kieszeń i nie mam pojęcia o schowkach na jego klucze i inne rzeczy?
  Oj Christien...
  Poszłam do łazienki i pod odpadającą już kafelkom obok bojlera znalazłam to czego szukałam. Złapałam w dłoń zimny,stary klucz od jego pokoju i ruszyłam sprawdzić co kryje jego pokój.
  Czułam smród papierosów i to wcale nie ze strony ojca. Mój brat pali papierosy? Sportowiec? No proszę... Zajrzałam do jego ciuchów, sterty poukładanych starannie rzeczy na półkach. Jednak wszystko tak jak podejrzewałam leżało w szufladzie w jednym z pudełek po jakiś jego psikadełkach.
  Tam było wszystko, ale nie to, czego oczekiwałam.
-W coś Ty się wpakował, Chris... - szepnęłam do siebie.
  I wtedy on wszedł do pokoju. 
  Gdy mnie tam zobaczył dostał istnego szału. Rzucał wyzwiskami, klął pod nosem jak opętany. Jednak nie odrzucało mnie to. Nakryłam go na gorącym uczynku. Jego karteczki z poskreślanymi imionami, część z nich znałam. Część była mi obca. Jednak to nie gra roli. 
-Skąd to masz? - spytałam patrząc mu w oczy.



-Nie pytaj głupio. Znasz mnie. Poza tym zorientowałem się od razu gdy odebrałaś mój telefon gdy dzwonił jeden z nich.
-Z nich czyli kto?
-Tych z góry. Którzy mi dają towar.
-Czemu nie możesz zarabiać jak normalni ludzie?
-Za psie pieniądze? Stać mnie na co chcę.
-Rzucisz to albo powiem matce.
-Pojebało cię, Lea?!
-To moje ostatnie słowo. Zastanów się. - pogroziłam mu palcem.
  Nagle popchnął mnie na ścianę. Uderzyłam o nią plecami i spojrzałam mu w oczy. Był pod wpływem tych świństw. To nie był już Christien.
-Nic nie wygadasz bo źle się to skończy.
-Zastanów się dla kogo to się źle skończy. - odparłam zła i wyszłam.

  Wieczorem stałam wyszykowana pod domem Jaquela. Tym razem nie musiałam krzyczeć, bo sam czekał w oknie o umówionej godzinie.
-Już schodzę.
-Dawaj bo za minutę odjeżdża Violette spod galerii.
-Co?! Teraz mi o tym mówisz?!
  Wzruszyłam ramionami rozbawiona.
-Dobra, idę! Wariatka...
  Wieczór zapowiadał się nieźle. Musiałam odreagować. Porządnie.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz