Od Victora

Stałem w rogu sali i odpisywałem Danowi na sms. Byliśmy umówieni o północy a tu dochodziła 23 godzina a impreza nadal w najlepsze trwała. Było tu dużo ważnych osób ze świata mody. Nie mój klimat ale nie narzekałem na nudę. W sumie nie było tak źle.
-Victor zanieś przystawki do tamtego stolika-powiedziała moja mama która cały czas była obecna na imprezie i pilnowała porządku.
Spojrzałem w strone stolika gdzie siedziała mała grupka. Kilka modelek i projektantów oraz agentów. Westchnąłem i skierowałam się na kuchnie skąd zabrałem tacki z przystawkami.
-Dobry wieczór państwu.-przywitałem się podając jedzenie.
Przyjrzałem się im wszystkim. Bogaci projektanci i agenci oraz trzy młode modelki. Było widać że dopiero co zaczynały pracę w tym zawodzie. Jedna z nich wpatrywała się w swojego agenta z przerażeniem w oczach. Druga starała się skupić na sobie całą uwagę a trzecia? W sumie nic takiego nie robiła. Jej zachowanie nie rzucało się w oczy. Była raczej normalna. Normalna? W świecie modelek to rzadkość. Raczej były z nane z wrednej natury i rządzy dążenia do sławy i bogactwa.
Uśmiechnąłem się dodając jej otuchy i opuściłem to jakże zacne grono.
-Mamo coś jeszcze potrzeba żebym zrobił??-zapytałem.
-Możesz roznosić szampany. W tamtym stoliku-wskazała na stolik niedaleko tamtego przy którym dopiero co byłem.-brakuje już przystawek. Pójdź na kuchnię i zobacz co można jeszcze podać.
-Do której będzie to trwało???-zapytałem.
-Jeszcze może ze dwie czy trzy godziny.
Westchnąłem zrezygnowany.
-A dlaczego pytasz???
-Już nic mamo.-uśmiechnąłem się.
Nie spotkam się juz dziś z Danym ale nic straconego. Zawsze sam mogę się "poszlajać" po mieście. Lubiłem Paryż nocą. Spokuj na drogach, oświetlone aleje, piękne widoki. Nie wiem czy gdzieś indziej na świecie mógłbym czuć się tak dobrze.
Kiedy tylko obsłużyłem gości wyszedłem na balkon.
Stała tam jakaś dziewczyna. Wyglądała z daleka nawet pięknie. Dziś była pełnia. Księżyc oświecał jej białą, długą sukienkę.
-Prawda że ładny??-zagadałem.
-Co takiego??-zapytała zaskoczona moją obecnością.
-Widok.
-Nawet.
-Nie ma nic piękniejszego.
-Uwież jest.
-Nie..-westchnąłem.-Jesteś modelką?
-Tak a ty kelnerem??
-Jestem kim tylko chce.
-Jak to??
-Każdy może być tym kim chce prawda??
-Racja.
-Dokładnie.
Spojrzałem w dal. Paryż to cudowne miejsce.
W oddali zobaczyłem grupę motocyklistów. Po rozpoznanu pojazdów wiedziałem że to moi kumple. Jechali z pewnością na wyścigi. Też miałem ochotę.

Od Olivii

 Wstałam wcześnie rano. Gdy szłam nieco jeszcze skrępowana do łazienki w przejściu minęłam wracającą Julie. Jedno spojrzenie na nią utwierdziło mnie w przekonaniu, że mocno wczoraj zabalowała. Z cichym jękiem opadła na łóżko.
- Zasłoń okno i zamknij drzwi - rozkazała jeszcze tym swoim aroganckim tonem.
Posłusznie zasunęłam zasłony - które wcześniej rozsunęłam, aby wpuścić trochę słońca - i poszłam się wykąpać, ciesząc się, że nie skorzystałam wczoraj z zaproszenia Julie. Byłabym pewnie w takim samym stanie.
Gdy wyszłam z toalety miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Zawiązałam ciaśniej ręcznik mając nadzieję, że Gael jeszcze śpi na dole, gdzie miał swój pokój.
W agencji byłam umówiona na 9. Przez godzinę, która mi została do wyjścia starałam się zrobić na bóstwo nakładając jednak na siebie jak najmniej makijażu. Miałam wyglądać 'naturalnie'. Po wszystkich zabiegach pielęgnacyjnych i założeniu jedynej i najładniejszej sukienki, którą kiedykolwiek miałam zabrałam portfolio, torebkę i wyszłam.
Idąc przez uliczkę zastanawiałam się gdzie podziewa się mój wczorajszy przewodnik. Uśmiechnęłam się pod nosem przypominając sobie jego niektóre komentarze. Pewnie jeszcze spał. Na ulice wychodzili pierwsi przechodnie. Wyciągnęłam mój staroświecki telefon i zaczęłam obfotografować to piękne otoczenie. Ojciec i siostra od wczoraj zasypywali mnie wiadomościami. Obiecałam im, że zadzwonię dzień po przybyciu i miałam nadzieję, że złapię dziś trochę czasu.
Doszłam po 10 minutach pod wskazany adres i przyjrzałam się dokładnie budynkowi, w którym mieściła się agencja.
Podobny obraz
Wzięłam głęboki wdech. No to dzieła.
W środku mimo wczesnej godziny panował już rozgardiasz. Parę dziewczyn czekało w kolejce do której pospiesznie dołączyłam. Przyjrzałam im się i westchnęłam rozżalona w duchu. Wszystkie były o wiele ładniejsze ode mnie, a blondynce stojącej po środku nie dorastałam po prostu do pięt.
Gdy zostałam zawołana do środka i zostawiłam za sobą jeszcze dwie dziewczyny nie miałam większej nadziei. Wiedziałam, że powinnam wejść z uśmiechem i energią - jednak nie mogłam się na to zdobyć.
Mężczyzna siedzący za biurkiem nawet nie podniósł wzroku. Nie wiedząc co zrobić po prostu stałam w milczeniu. W papierach leżących na blacie zobaczyłam swoje nazwisko i dane. Booker w końcu skończył pisać i podniósł wzrok. Niespodziewanie szeroko się uśmiechnął.
- Olivia Benitez. A więc i jest nasza norweska piękność.
- Witam. Bardzo mi miło - podeszłam do biurka z wyciągniętą dłonią i położyłam swoje portfolio na blacie.
- Marco Skrein. Mów mi po prostu Marco.
- Marco - uśmiechnęłam się ciepło i cofnęłam się.
Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, po czym wyciągnął z szuflady miarkę krawiecką.
- Rozbierz się tu za zasłonką do bielizny i zmierzymy cię, a ja w tym czasie przeglądnę twoje zdjęcia.
Pospiesznie wykonałam jego polecenie i po chwili stałam już przygotowana w lepszym nastroju. Mój booker był naprawdę sympatyczny.
Gdy zaczął mnie mierzyć mimowolnie przeszły mnie dreszcze pod dotykiem jego skóry. Nie byłam przyzwyczajona do dotyku mężczyzn - oprócz mojego byłego chłopaka z którym rozstałam się dwa miesiące temu (ten związek nie był zresztą zbyt poważny) - nie miałam nigdy kontaktu fizycznego z płcią przeciwną.
To znaczy nadal byłam dziewicą.
Marco widząc moją reakcję uśmiechnął się pod nosem. Miał około 30 lat i sposobem ubierania się przypominał  geja. Kolczyki w uszach i na twarzy, modna grzywka i pasemka we włosach. Mimo tego był całkiem umięśnionym i przystojnym mężczyzną.
- No cóż... - powiedział gdy skończył mnie mierzyć - powiem coś co nie zdarza mi się często mówić. Jesteś idealna. Nie musisz chudnąć.
Uśmiechnęłam się pod nosem. To prawda. Nigdy nie miałam problemów z wagą. Mogłam jeść ile tylko chciałam, a moja przemiana materii nic sobie z tego nie robiła. Często zawistne koleżanki nazywały mnie wieszakiem lub kościotrupem - kiedyś mnie to bolało, teraz już nie.
- Zdjęcia też masz całkiem niezłe... ale te dwa bym wyrzucił i dodał nowe z sesji. Będziesz miała okazję już we wtorek. Wyślę cię razem z innymi dziewczynami na sesję do Ezra Petronio. Mam nadzieję, że znasz to nazwisko?
Przytaknęłam z przekonaniem głowa. Oczywiście, że znałam.
Po paru minutach rozmowy również zyskałam dobrą okazję na wieczór do zabawy-którą mogłam połączyć pracą..
- To duża impreza. Będzie wiele znanych postaci. Fotografów, stylistów, projektantów, modelek.. Warto zawierać nowe znajomości. Nie zmarnuj takiej szansy - mrugnął do mnie.
- Nie zmarnuję - odparłam z mocą.
- No to widzimy się we wtorek. Mam nadzieję, że po udanej sesji.
Uśmiechnęłam się promiennie, pożegnałam i wyszłam z gabinetu. Czułam, że ktoś wreszcie mnie docenił.

Od Lei

  Stałam w łazience w klubie poprawiając makijaż. Było dużo ludzi, piątkowy wieczór, wiec nawet turyści zawitali. Pomalowałam usta, poprawiłam włosy i spojrzałam w lustro.
  Jest dobrze.











Wyszłam z łazienki i pognałam na parkiet do Jaquela, Violette i jej przyjaciół. Część tylko kojarzyłam z twarzy, reszta była mi obca. Jak to Violette, jej znajomości nie znają granic. Zawsze kontaktowa, bezpośrednia osoba znajdzie nowe przyjaźnie. Gdziekolwiek jest.
  Gdy szalałam na parkiecie z całą resztą poczułam na sobie czyjś wzrok. A nigdy mi się sie ''wydaje''. Nigdy się nie mylę.
  Oglądałam się dyskretnie i dojrzałam faceta. Miał ponad 20 lat, był przystojny. Coś mnie w nim przyciągało. Dlatego, że jego wzrok sam w sobie był tajemniczy. Jego uroda wyglądała na jedną wielką zagadkę. Lubiłam takie osoby, intrygowały mnie. Nie potrafiłam się oprzeć. Nie odrywałam wzroku, można powiedzieć, że praktycznie dla niego tam tańczyłam. Jakbym nie była sobą.
-Chodź się napić! Twoja przerwa za długo trwa! - krzyknęła mi nagle do ucha Violette a ja wzdrygnęłam się i przestałam tańczyć.
  Pociągnęła mnie za rękę, ruszyłam więc za nią. Minęłam go, moje nogi były jak z waty. Obejrzałam się za nim myśląc, kim jest ten facet. Nigdy wcześniej nikogo takiego nie spotkałam. Jest stąd? Może zza granicy? Inny kraj? Na Paryżanina na pewno nie wygląda...
  Stanęłam niedaleko niego. Spuściłam wzrok na kolejkę szotów lanych przez barmankę. Wypiłam na raz co miałam i skrzywiłam się. Barmanka podeszła do tajemniczego faceta, zaraz do niego dosiadł się - zdaje się - jego kolega. Gumowe ucho mi się włączyło i nie omieszkałam podsłuchać parę zdań. Zamówiłam piwo.
-Co podać? - spytała barmanka.
-Swój numer. - błysnął zębami ten obok.
-Dean... - upomniał go ten tajemniczy.
-No co? Sammy, nie udawaj, też Ci się podoba.  - zaśmiał się.
  Barmanka była widocznie podekscytowana tanim tekstem na podryw i wpatrywała się w tego Deana jak w obrazek. Ja natomiast w tego drugiego. Gdy znów na mnie spojrzał spuściłam wzrok, zaniemówiłam. Gdyby nie Jaquel dalej tkwiłabym tam w bezruchu.
-Pijemy! Mamy miejsca VIP! - przekrzyczał muzykę i pociągnął mnie na strefę.
  Dzisiaj wszyscy mną kierowali. Jak nigdy. Zawsze ja dawałam rozrywkę, plan zajęć na imprezę. Ja rozruszałam grupę. Tym razem byłam wmurowana w ziemię. Pierwszy raz przez faceta. Do tego stopnia.
  Gdy zaczęłam pić więcej traciłam kontrolę. Znów. I gdy wiedziałam, że czas przestać postanowiłam wrócić do domu. I zawinęła się cała ekipa, może nieliczni zostali. Dziś spałam u Violette.
  Od momentu tracenia nad sobą kontroli nie pamiętam, żeby moje oczy spotkały więcej tajemniczego, intrygującego faceta.
 
  Poranek był ciężki. Violette pożyczyła mi jakieś ciuchy na przebranie. Weszła do salonu gdzie siedziałam od dobrych paru godzin i wpatrywała się we mnie dłuższy czas.
-Co? - zaśmiała się pijąc zimny sok z lodówki.
-Pamiętam stamtąd faceta... siedział obok nas. Wtedy przy barze. Zamawiałam piwo, barmanka zaraz po nas podeszła do niego... i jego kumpla.
-Tam nikogo nie było, musiałaś mieć niezłą fazę. - uśmiechnęła się szeroko.
-To nie jest zabawne, naprawdę to było dziwne. Ciągle na mnie spoglądał... był... inny...
-Obok nas siedziały dziewczyny, Lea. Nicki, Jessica i Diana... no i jej chłopak Jeff. To były wszystkie siedzenia obok baru. Siedziały tam cały czas, całą imprezę. Ogarniały Jeffa. - odparła lekko zdziwiona.
-Co...? Naprawdę go widziałam! I jego kumpla. Deana...? Naprawdę ich widziałam. - spoważniałam.












-Wydawało ci się. Byłaś ostro pod wpływem alkoholu...
-Wtedy jeszcze byłam trzeźwa... - złapałam się za głowę.
  Zastanawiałam się tylko, co do cholery to miało znaczyć. To się działo, widziałam go. Widziałam tego mężczyznę i jego kumpla. Tylko... kim oni byli i czemu nikt ich nie widział...? Może to Violette była zbyt pijana by ich widzieć? Piła od początku? Ciekawe co na to Jess i Diana. One nigdy nie piją, były na pewno trzeźwe... muszą coś wiedzieć...

Od Lei

  Weszłam do środka. Jak zwykle smród wódki i piwa z domieszką dymu tytoniowego unosił się w powietrzu. Przywykłam do tego typu zapachów, od dzieciaka go czułam i jakoś nie trącałam nosem. Ojciec oglądał telewizję w salonie, rozwalony chlejąc kolejnego browara do ostatniej kropli.
  Poszłam w stronę pokoju mojego brata. Oczywiście drzwi były zamknięte na klucz.
  Parsknęłam śmiechem. Czy ten kretyn naprawdę myśli, że nie znam go jak własną kieszeń i nie mam pojęcia o schowkach na jego klucze i inne rzeczy?
  Oj Christien...
  Poszłam do łazienki i pod odpadającą już kafelkom obok bojlera znalazłam to czego szukałam. Złapałam w dłoń zimny,stary klucz od jego pokoju i ruszyłam sprawdzić co kryje jego pokój.
  Czułam smród papierosów i to wcale nie ze strony ojca. Mój brat pali papierosy? Sportowiec? No proszę... Zajrzałam do jego ciuchów, sterty poukładanych starannie rzeczy na półkach. Jednak wszystko tak jak podejrzewałam leżało w szufladzie w jednym z pudełek po jakiś jego psikadełkach.
  Tam było wszystko, ale nie to, czego oczekiwałam.
-W coś Ty się wpakował, Chris... - szepnęłam do siebie.
  I wtedy on wszedł do pokoju. 
  Gdy mnie tam zobaczył dostał istnego szału. Rzucał wyzwiskami, klął pod nosem jak opętany. Jednak nie odrzucało mnie to. Nakryłam go na gorącym uczynku. Jego karteczki z poskreślanymi imionami, część z nich znałam. Część była mi obca. Jednak to nie gra roli. 
-Skąd to masz? - spytałam patrząc mu w oczy.



-Nie pytaj głupio. Znasz mnie. Poza tym zorientowałem się od razu gdy odebrałaś mój telefon gdy dzwonił jeden z nich.
-Z nich czyli kto?
-Tych z góry. Którzy mi dają towar.
-Czemu nie możesz zarabiać jak normalni ludzie?
-Za psie pieniądze? Stać mnie na co chcę.
-Rzucisz to albo powiem matce.
-Pojebało cię, Lea?!
-To moje ostatnie słowo. Zastanów się. - pogroziłam mu palcem.
  Nagle popchnął mnie na ścianę. Uderzyłam o nią plecami i spojrzałam mu w oczy. Był pod wpływem tych świństw. To nie był już Christien.
-Nic nie wygadasz bo źle się to skończy.
-Zastanów się dla kogo to się źle skończy. - odparłam zła i wyszłam.

  Wieczorem stałam wyszykowana pod domem Jaquela. Tym razem nie musiałam krzyczeć, bo sam czekał w oknie o umówionej godzinie.
-Już schodzę.
-Dawaj bo za minutę odjeżdża Violette spod galerii.
-Co?! Teraz mi o tym mówisz?!
  Wzruszyłam ramionami rozbawiona.
-Dobra, idę! Wariatka...
  Wieczór zapowiadał się nieźle. Musiałam odreagować. Porządnie.















Od Victora

Rano obudziła mnie mama.
-Victor wstawaj. Musisz jechać ze mną.
-Hmm...-mruknąłem.
-Znowu wróciłeś późno? Synu.. Wykończysz się tymi wszystkimi zajęciami.
-Już wstaje mamo.-osparłem mając głowe pod poduszką.
Najtrudniej było wstać. Poranna toaleta lekko postawiła mnie na nogi.
Zszedłem na dół gdzie czekała już mama.
-Wreszcie. Chodź bo się spóźnimy.
Mama nie tylko prowadziła agencję z nieruchomościami ale także pomagała w przygotowaniu większych imprez. Wynajmowała sale, załatwiała dekoracje, muzyke i takie tam. Pomagałem jej jak tylko miałem chwilę.
-To co dziś???
-Agencja.
-Jaka??
-Spodoba Ci się. Impreza jednej z lepszych agencji modelingowych.
-Tłum szczupłych, eysokich i ślicznych dziewczyn które w większości nie mają nic w głowie?? Wiesz że nie liczy się dla mnie tylko wygląd.
-Wiem kochanie. Dlatego nie boję się Ciebie tam zabierać. Wiem że masz więcej oleju w głowie niż inni chłopcy.
Uśmiechnąłem się i ruszyłem.
Kiedy byliśmy na miejscu okazało się że jest jeszcze troche pracy a dziś miała byś ta impreza.
Pomagałem rozwierzać światła. Przynosiłem krzesła.
-Victor co dziś robisz?-zapytała mama.
-W zasadzie nic. Dziś mam wolne u Filipa a i do zakładu nie muszę iść.
-To dobrze. Jedna z kelnerek skręciła wczoraj nogę i potrzebujemy kogoś do roznoszenia szampana i przystawek.
-Mam być kelnerem? Czemu nie!-zaśmiałem się-Biały garniak muszę zakładać?
-Nie jest to konieczne ale musisz ładnie wyglądać kochanie.
***
Wieczorem wszystko się zaczęło. Ubrałem koszulę i właśnie nalewałem szampana do licznych kieliszków. Muzyka była przyjemna dla uszu. Wyszedłem z kuchni i skierowałem się na parkiet niosąc tackę z szanpanem.
Zebrało się dużo młodych dziewczyn ale i zawodowych modelek, projektantów mody i innych takich. Miałem nadzieje że szybko to wszystko się skończy. Miałem zamiar wybrać się jeszcze w miasto.

Od Olivii

Stałam od dobrych kilkunastu minut przed drzwiami usiłując się dostać do środka. Poirytowana zerkałam na zegarek. Miałam się stawić w godzinach 18-20 i stawiłam się, a właściciel nie raczył otworzyć mi tych cholernych drzwi. Pięknie zaczynałam od samego początku.
Postanowiłam dać mu jeszcze dwie minuty, a potem nie ściągać palca z dzwonka póki drzwi nie zostaną mi otwarte. Tata przelał pieniądze - ciężko uzbierane przeze mnie - już miesiąc temu, więc pokój był prawnie mój przez najbliższe dwa miesiące. Chyba że zdecydowałabym się przedłużyć umowę - ale z takim traktowaniem zastanawiałam się czy nie zmienię po tym okresie swojego lokum.
Nagle usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach. Odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam spędzić pierwszej nocy w tym mieście pod wieżą Eiffla.
Drzwi się otwarły, a w progu pojawił się wysoki jegomość, na oko po czterdziestce obcięty prawie na zero. Zilustrował mnie od stóp do głowy i wypuścił mi prosto twarz dym z papierosa, którym się przed chwilą zaciągnął.
- Nowa? - spytał lekko zniekształconym głosem od dymu.
Patrząc na jego tatuaże i umięśnione ręce lekko struchlałam. Wyobrażałam sobie miłą, starszą gospodynię o dobrodusznym wyrazie twarzy oferującą mi na wejściu herbatę i słodkie babeczki.
No cóż. Przeliczyłam się jak zwykle.
- Olivia Benitez - przedstawiłam się i niechętnie wyciągnęłam dłonią.
Gospodarz pochwycił ją po chwili i złożył na niej soczysty pocałunek. Lekko się wzdrygnęłam.
- Mów mi Gael - mrugnął - Wejdź. Wezmę twój.. bagaż - zerknął na małą torbę ze zdziwieniem przepuszczając mnie do środka.
Wchodząc w głąb domu dyskretnie wydarłam wierzch dłoni o spodnie. Potoczyłam wzrokiem po wnętrzu. Staroświeckie meble, żółte zasłonki, liczne obrazki - czyli otoczenie które sobie wyobrażałam. Ale bez miłej, starszej gospodyni.
- Proszę proszę tymi schodami na górę - wskazał mi idąc za mną - tu jest łazienka, a tam kuchnia. Na górze jest tylko prysznic, bo ubikacja nie działa.  A tu pokój w którym będziesz odtąd mieszkać ze swoją współlokatorką.
Współlokatorką? Zaskoczona już otwierałam usta, gdy Gael o tworzył przede mną drzwi.
Moja wspomniana współlokatorka o której nie miałam pojęcia rozpierała się nonszalancko na niezasłanym łóżku, popijając wino z rozbawioną miną. Zilustrowała mnie i po chwili mrugnęła do Gaela. Nie uszło mojej uwadze, że dyskretnie poprawiła ramiączko stanika.
- Cześć - bąknęłam i podeszłam do niej z wyciągniętą dłonią.
Patrzyła się na nią przez dłuższą chwilę z aroganckim uśmieszkiem, jakby zastanawiając się czy mi ją podać i jakby idealnie wyczuwając moment w którym miałam cofnąć rękę, ta poddała mi swoją.
- Julie, skarbie.
- Olivia - mruknęłam i cofnęłam się niezgrabnie zerkając na swoje łóżko stojące naprzeciwko jej.
- Tak tu będziesz spała - parsknęła śmiechem jakby z zarezerwowanego tylko dla siebie żartu.
- Nie wiedziałam że będę miała współlokatorkę.
- Ja też nie wiedziałam - mrugnęła - Ale widzisz Gael chce na wszystkim zaoszczędzić.
- Julie nie rób ze mnie skąpca - odparł - Biedna Olivia jeszcze się wystraszy. A ma się czuć jak w domu, nieprawdaż?
- W takim razie zostaw nas same. Pomogę jej się rozpakować, a przy tobie czuje się skrępowana.
Otwierałam usta by grzecznie zaprotestować, ale gospodarz uśmiechnął się porozumiewawczo i zniknął.
- Mała ta twoja torba - rzuciła od razu Julie - bagaż ci nie doleciał.
- Nie - mruknęłam pod nosem czując, że się czerwienie.
Dziewczyna od razu to spostrzegła.
- Nie przejmuj się. Ja gdy zaczynałam też nie miałam wiele.
- Zajmujesz się modelingiem? - rozbłysły mi oczy.
- A myślisz, ze dla kogo Gael wynajmuje te pokoje? - parsknęła - Mieszkają tu jeszcze 2 dziewczyny, które są obecnie na wyjeździe.
- Masz już jakieś poważne zlecenia?
- Kochana gdybym nie miała to by mnie tu raczej nie było - odparła - A ty w jakiej agencji będziesz startować?
- Elite - odpowiedziałam z dumą.
Gwizdnęła.
- Dobry start. Porządna agencja, ale jak każda - ma swój tor działania.
- To znaczy? - uniosłam brwi.
- Dowiesz się wkrótce - uśmiechnęła się tajemniczo i podeszła do szafy - Miło się gawędzi, ale trzeba się zbierać. Dziś piątek. Idziemy ze znajomymi się zabawić. Może dołączysz?
- Emm.. Następnym razem - odparłam niezgrabnie - Jestem trochę.. zmęczona, sama rozumiesz.
Pokiwała głową.
- Oczywiście. No to następnym razem. Może nawet jutro? - mrugnęła do mnie i wyszła z pokoju zapewne do łazienki.
Parę godzin później leżąc w ciemności w łóżku i nasłuchując odgłosów zabawy zza okna żałowałam, ze nie zgodziłam się na jej propozycje. Od razu jednak przypominałam sobie, że jutro idę do agencji i muszę wyspać, żeby dobrze wyglądać. Zamknęłam oczy. Będzie jeszcze niejedna okazja.

Od Lei

  Spacerowałam samotnie po uliczkach Paryża. Każdy mur skrywał w sobie historię, miasto było piękne, lecz ja nie widziałam tu nic szczególnego. Kiedy się nic nie robi ze swoim życiem, po skończonej rok temu szkole i dalej siedzieć z ręką w nocniku... wszystko przestaje być kolorowe, wręcz przeciwnie. Mimo historycznych murów i pięknych widoków, z całym szacunkiem do Wieży Eiffla jestem zmuszona uważać to miejsca za mało szczególnie urokliwe. Oczywiście, jeśli brać pod uwagę turystów i nowo przybyłych to się zgodzę, dla nich każde miasto, nawet najmniejsza, najsłodsza wieś będzie najpiękniejsza. Bo to jest n o w e. Dla mnie to wszystko jest mi znane jak własna kieszeń, każda uliczka jest jak korytarz w moim domu... który już prawie nie jest moim domem.
  Radzę sobie poprzez przyjaciół. Violette nocuje mnie u siebie z racji tego, że mieszka z grupą pięcioosobową w jednym małym mieszkanku w kamienicy samym centrum, a znana jest z niesamowitych imprez kończących się zwykle zgonem połowy ekipy. Cóż, ktoś nie umie pić - niech nie pije.
  Jednak gdy tam nie ma dla mnie miejsca wpycham się na Wieżę Eiffla, choć w nocy niekiedy można mieć pecha i napotkać ją zamkniętą to i tak są sposoby, by na nią wejść. Zawsze tam siedzę, podziwiam choćby całą noc bez przymrużenia oka. W nocy jest cudowne, jednak moim marzeniem nie jest tu zostać. To miasto modelek, bogaczy i zakochańców. Miłość przyjdzie do każdego, jeśli będzie gotów ją przyjąć. Ja nie jestem gotowa. I wątpię, że kiedykolwiek będę.
  Trzymałam w ręku czapkę kapitana, obkręciłam się na pięcie do okoła siebie i założyłam czapkę na głowę, obserwując zdumionych turystów. No tak, co w tym złego, a raczej dziwnego, że człowiek idzie i skacze po chodniku zadowolony z życia raz na jakiś czas?
-Miłego dnia państwu życzę! - krzyknęłam do starszych osób a oni zniesmaczeni poszli przed siebie.
  Ja zrobiłam to samo.
  W tych domkach mieszkał mój drugi, i ostatni przyjaciel o jakim wspomnieć powinnam. Jaquel. Nie raz okazał mi się w jakiś sposób bliski a raczej podobny, gdy często miewaliśmy podobne myśli i robiliśmy rzeczy czasem nawet nielegalne i niedopuszczalne. Ale jesteśmy tego samego zdania - korzystać z życia i robić co chcemy dopóki nie mamy obowiązków - choć w wieku ledwo co skończonych 19 lat można powiedzieć, że czas już zacząć studia, iść drogą prostą, i żyć jak każdy człowiek normalny żyjący i powoli, stabilnie stąpający po ziemi. Ale nam to nie wystarcza, to zwykłe życie, a my chcemy czegoś niezwykłego jak każdy młody człowiek. Tylko boimy się skoczyć na głęboką wodę. Albo utoniemy, albo nauczymy się pływać własnymi sposobami.
  Jaquel przyjaźnił się z moim bratem Christienem jednak odkąd wpadł w dragi lekko ich stosunki się napięły. Nie jestem fanką ćpunów, wręcz przeciwnie. A tym bardziej, że mój brat bliźniak doskonale wie, że nie odpuszczę. Musi to gówno rzucić.
-Jaquel! - krzyknęłam z szerokim uśmiechem na twarzy.
  Ludzie skierowali na mnie swój potępiony wzrok a ja jakby nigdy nic darłam się w niebo głosy by obudzić spiocha.
  Otworzył okno, jego czarna rozczochrana czupryna była jeszcze gęstsza niż ostatnim razem go widziałam. Uderzył głową o parapet, zaklął głośno i zaraz usłyszałam krzyk jego rozdrażnionej matki.
-Wyrażaj się!
-Taa... cholera... możesz nie drzeć się pod moimi oknami?
-Dziś wieczór Violette chce nas widzieć u siebie.
-W tym małym mieszkanku? - parsknął.
-Idziemy do klubu. - zrobiłam obrót zadowolona i podekscytowana.
  Uwielbiałam tańczyć w klubach jak opętana, nic innego nie robiłam. Picie nigdy mnie nie kręciło, jednak taniec w klubach... to było dla mnie coś.
-Jest piątek, wiesz ile ludzi będzie? Turystów?
-No właśnie! Poznasz kogoś wartościowego! - zrobiłam poważną minę.
-Ha ha... zabawne.
-A więc do wieczora przyjacielu. - mrugnęłam do niego.
-Czekaj, gdzie mam cię znaleźć?
-Sama się zjawię, w kontakcie. - wskazałam na telefon w mojej kieszeni.
-Nigdy nie odbierasz. Prawie w ogóle nie wiesz co to telefon.
  Uśmiechnęłam się, pomachałam mu i poszłam przed siebie.

Od Victora

Długa prosta i skręt w prawo. Wyłączyłem silnik i stanąłem obok motocykla zdejmując kask. Słyszałem radosne szczekanie. Otowrzyłem drzwi prowadzące do niewielkiej kliniki na tyłach której było schronisko.
-Dzień dobry Mario.-przywitałem się z sekretarką która jednocześnie była żoną właściciela a mojego szefa.
-Witaj Victor. Jak Ci dzień mija??
-Dobrze, coś nowego dziś???
-Coda znowu nie chce jeść. Fillip starał się go przekonać do jedzenia ale z marnym skutkiem. Ty coś zdziałaj. Tylko Ciebie lubi.
Uśmiechnąłem się na myśl o niedawnym nowym nabytku schroniska. Był to młody kundelek po owczarku niemieckim. Znaleziony niedaleko wysypiska za miastem.
Ruszyłem wzdłuż korytarza mijając gabinet Fillipa.
-Dzień dobry.-odparłem.
-Witaj Victor. Mam dla Ciebie dziś troche pracy.
Ruszyliśmy dalej korytarzem aż do "cichego" pokoju.
-Nuka lada chwila się oszczeni. Mógłbyś dziś nad nią czuwać??? Jest bardzo młoda i może mieć problemy w czasie porodu.
Nuka została do nas przywieziona na uspanie. Okazało się że jest w ciąży a właściciele nie chcieli podjąć się opieki nad jej szczeniakami. Przygarneliśmy ją.
-Nie ma sprawy. Chciałem jeszcze pójść do Cody.
-Ahh on też Cię potrzebuje. Co ja bym bez Ciebie zrobił.
-Nic nadal pomagałbyś innym a ja jestem tylko po to aby Ci pomagac. -odparłem z uśmiechem.
Coda kiedy mnie zobaczył zaczął merdać ogonem jednak nie podnosił się.
-Co jest maluchu???
Było mi go szkoda. Otworzyłem drzwi i wypuściłem go. Powoli i niezdarbie wyszedł. Otrzepał się i polizał mnie po policzku.
-Widze że na czułości nadal masz ochote. A co z jedzeniem???
Złapałem zmycz z obrożą które wisiały nad klatką Cody i uwiązałem go.
-Idziemy na spacer. Wysiłek wzmaga apetyt.

***

Po północy skończyłem prace w schronisku. Nuka się nie oszczeniła a Fillip kazał mi wracać do domu. Jechałem motocyklem kiedy zobaczyłem na parkingu swoich kumpli. Zajechałem aby się przywitać.
-Siema!!!-zawołałem.
-Siemka jak tam?
-A dopiero po pracy.
-Jedziesz z nami???
-Nowu się ścigacie?
-Dobry sposób na zarobek a i zabawa w pakiecie-zaśmiał się Dan.
-W sumie nigdzie mi się nie śpieszy.
-To wspaniale.-odparł Kol.
Pojechaliśmy na drugi koniec miasta niedaleko fabryk. Była tam dobra droga do wyścigów no i nie było ryzyka że jakiś samochód będzie jechać. Była już sporo ludzi. Te wyścigi były dosyć sławne. Niestety nie tylko przez nas a i przez policje.
-Kogo moje oczy widzą.-usłyszałem za sobą.
To był Pablo. Nie przepadaliśmy za sobą. Różnica charakterów.
-A ja wolałbym Cię nie widzieć.-odparłem zlewając go.
-Victorku nie powiesz że nie masz ochoty nałykać się kurzu jadąc za mną???
-Nigdy go nie prześcigniesz.-odparł Dan do Pabla.
-Nigdy?? Czyżby to było wyzwanie??? Nasz chłoptaś z dobrego domu wreszcie ma ochote ubrudzić sobie rączki???
Przewróciłem oczami.
-Dobra. -odparłem.-Pojadę.
-Oooo nie wierzę.-odparł Pablo.
Ustawiliśny się na lini. W sumie jechało z sześć motocykli. Już miałem siadać kiedy podbiegła do mnie Kornelia.
-Hej skarbie. Chciałeś jechać beze mnie???
Odpieła mi pasek od spodni i usiadła za mną, do mnie plecami. Zapięła nas moim paskiem w pasie. Takie były zasady tych wyścigów. Niebezpieczne bo nie jedna osoba już tu zginęła o czym świadczą zdjęcia, świece i różne rzeczy ustawione przy i na ścianach. Były to pamiątki po zmarłych.
-Trzymaj się mocno-odparłem do Kornelii.
Jedna z dziewczyn stanęła za linią przed nami i po chwili kiedy chusteczka którą rzuciła upadła na ziemię ruszyliśmy z piskiem.
Pierwszy bieg.
20 km/h
Drugi bieg.
35 km/h
Trzeci bieg
60 km/g
Czwarty bieg
80 km/h
Piąty bieg.
Do odciny..
Byłem już pierwszy. Czułem za sobą ciepło bijące z ciała Kornelii.
Pierwsze okrążenie.
Drugie.
Trzecie.
Meta.
Zatrzymałem się gwałtownie tak że poczułem Kornelie na plecach.
Odpieła nas a ja zdjąłem kask.
-Jak tam??-zapytałem.
-Jak zwykle świetnie!!!-krzyknęła.
Zbiegł się tłum. Nie zdziwiło mnie to że wygrałem. Jeździłem tu już od paru lat.
Teraz była pora na już spokojny powrót do domu. Dochodziła czwarta nad ranem.

Od Olivii

 Zdenerwowana wpatrywałam się w budynki miasta powoli wynurzające się z porannej mgły. Czy miasto było takie jak sobie wyobrażałam? Czy wszystkie zdjęcia naprawdę oddawały jego urok? Miałam nadzieję, że się nie rozczaruję. Gdy usłyszałam komunikat, że dojeżdżamy do końcowego przystanku, lekko drżącymi rękami zdjęłam bagaże z półki.
- Pomóc pani? - jakiś chłopak wyciągnął w moją stronę zachęcająco rękę stając w przejściu do przedziału.
- Nie dziękuję, poradzę sobie - bąknęłam pod nosem i od razu spiekłam raka. Chłopak parsknął śmiechem i chciał coś jeszcze powiedzieć, ale napór tłumu rozdzielił nas.  Szybko ruszyłam w stronę wyjścia. Moja torba nie była ciężka - większość ubrań zostawiłam w domu. Grube swetry i dresy, które w znacznej części były po starszym bracie z powodu diametralnego braku funduszy, nie nadawały się do ciepłego klimatu Francji. Idąc przez stacje rozmarzyłam się jak to będzie, gdy z pierwszej wypłaty kupie sobie prawdziwą paryską sukienkę.
Ocknęłam się dopiero przy wyjściu. Nie wiedziałam którymi schodami się skierować. Mój angielski nie był rewelacyjny, nie wspominając o francuskim, który w tym momencie ograniczał się do podstawowych zwrotów. Zerknęłam na karteczkę z adresem ulicy mojego nowego lokum. Powtórzyłam ją parę razy pod ustami dla pewności i zagadnęłam mile wyglądającą staruszkę o drogę.
Ta o dziwo nie odpowiedziała mi z pogodnym uśmiechem, ale zrobiła wyniosłą minę i warknęła.
- Dziewczyno czy ja wyglądam na punkt informacyjny? Zjeżdżacie się do Paryża to przynajmniej nauczcie się gdzie co w nim jest!
Zatkało mnie. Ktoś mocno szturchnął mnie w ramię przechodząc. Nagle poczułam się strasznie osamotniona. Czy tak właśnie miało wyglądać moje nowe, lepsze życie?
- Hej, ja chyba wiem gdzie jest miejsce, którego szukasz - usłyszałam głos za plecami.
Odwróciłam się i zobaczyłam tego samego chłopaka, który zaczepił mnie w pociągu. Przygryzłam wargi. A co jeśli miał jakieś niedobre zamiary?
- Naprawdę dziękuję ci za pomoc, ale poradzę sobie - odparłam przekrzykując tłum.
-Właśnie widzę - parsknął śmiechem i zanim się obejrzałam, wziął mnie pod rękę i wyprowadził z samego środka mrowiska.
Gdy wyszliśmy na powierzchnię, czym prędzej wyrwałam się z uścisku swojemu niedoszłemu prześladowcy.
- Nie musiałeś mnie ciągnąć za rękę - burknęłam - To trochę bolało - rozmasowywałam lekko obolałe miejsce.
- To nie moja wina, że jesteś krucha jak laleczka - wyszczerzył zęby.
Przyjrzałam mu się uważnie.  Przyjazny uśmiech, ciepłe, orzechowe oczy i pogodny sposób bycia nie wskazywały na to, żeby miał jakieś niecne zamiary. Postanowiłam być dla niego milsza. W końcu gdyby nie on, prawdopodobnie dalej tkwiłabym na stacji chcąc się z niej wydostać.
- Pozwól, że cię zaprowadzę - dodał po chwili - znam Paryż jak własną kieszeń.
- Tak? - uniosłam brwi - I pewnie każdą dziewczynę w tym mieście również.
Mój towarzysz parsknął śmiechem, kierując się w stronę skrzyżowania.
- Nie przeczę, znam dużo osób. Ale takich ładnych dziewczyn jak ty nie spotykam zbyt często.
Skierowałam na niego kpiarski wzrok.
- Mógłbyś bardziej popracować nad tekstami na podryw. Ten zabrzmiał wyjątkowo tandetnie.
Roześmiał się.
- To może powiesz mi chociaż jak masz na imię.
- Olivia - mruknęłam po dłuższej chwili.
Mój kompan uśmiechnął się pod nosem prowadząc mnie dalej przez uliczki. Przyglądałam im się oczarowana. Miasto wyglądało jeszcze ładniej niż na zdjęciach. Zerknęłam na balkon starej kamienicy wyobrażając sobie jakbym wyglądała pozując na nim do zdjęcia na okładkę np Vogue'a.
- Ty byś mogła popracować nad swoim angielskim - uśmiechnął się złośliwe.
- Aż tak źle mówię? - mruknęłam.
- Nie, ale słychać twój akcent. Taki... nietypowy. Skąd ty właściwie jesteś.
- Z Norwegii - uśmiechnęłam się lekko.
Gwizdnął.
- Kawał drogi. Po co tu właściwie przyjechałaś?
- A co to, przesłuchanie?
- Jestem po prostu ciekawy. Pewnie kolejna z marzeniem o wielkiej sławie modelki? - uśmiechnął się ironicznie.
Nagle cała moja sympatia do niego wyparowała.
- Wiesz co dzięki za wskazanie drogi, ale dalej pójdę już sama - burknęłam i ruszyłam szybciej przed siebie. W oddali widziałam już nazwę ulicy na której miałam odtąd mieszkać, dlatego jego pomoc była mi już szczerze zbędna.
- Ej Olivia nie obrażaj się! - zawołał jeszcze ze mną. Gdy nie zareagowałam dodał - I tak w końcu się spotkamy. To miasto nie jest tak wielkie na jakie wygląda uwierz mi!
Przewróciłam oczami. Uświadomiłam sobie, że nawet nie wiem jak mój przewodnik miał na imię. No cóż trudno. Może według niego miasto nie było wielkie - jednak ja byłam prawie pewna, że więcej na niego nie trafię.